piątek, 30 kwietnia 2010

Majówka



Jako, że za oknem lato a w kalendarzu prawie maj, przed wyjazdem w plener zajrzyjmy do irenowego niezbędnika - książki Kuchnia pod chmurką.

Mówimy, że jedziemy na "majówkę" wtedy kiedy wyjeżdżamy na cały dzień, a nawet na pół dnia, za miasto, na świeże powietrze. Na ogól nie na dłużej. Tradycyjnym zwyczajem bierzemy jaja na twardo, nieraz pieczone kurczaki na zimno i kanapki. I otóż tradycyjne kanapki zwykle są niesmaczne. Bułki czerstwieją i ciągną się jak guma, chleb wysycha. Lepiej wziąć chleb osobno. Zdrowo i smacznie - chleb chrupki, który ma i tę wielką zaletę, że jest lekki do noszenia i higienicznie opakowany. Wędlina, prócz suchej kiełbasy - zwykle sinieje i staje się nieapetyczna.

Są i tacy urlopowicze, którzy niemal cały rok polują na co lepsze puszki, aby na wakacje mieć dobór wyśmienity. Pojawiają się u nas czasem świetne konserwy rybne radzieckie, np. z jesiotra, tuńczyka itp. Zresztą i wiele naszych jest znakomitych.

Innym źródłem białka może być ser żółty, a także jaja na twardo. Ale do nich aż się prosi o coś "poślizgowego". Takim czymś może być majonez lub sos majonezowy, przyprawiony zieleniną, uprzednio przygotowany i szczelnie zamknięty w słoiku, np. "twiście".

(Kuchnia pod chmurką, Warszawa 1988, Wydawnictwo PTTK „Kraj”, s. 87)

Gdyby jednak, pomimo obfitości kurczaków i konserw, na pikniku nadal było nudno, podajemy prosty sposób jak ożywić plenerowe przyjęcie. Za nieustającą inspirację dziękujemy Aleksandrze. Śpiewa i tańczy zespół Luv'.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Niewymownie niewymowne



Ciepłe dni sprawiają, że wzrok Ireny błądzi w miejsca inne, niż szafki z przetworami. Oto zagadnienie wstydliwe, ale jakże istotne – czy fragment nagiej łydki, który ujawnić się może w trakcie zakładania nogi na nogę, przykrywać skarpetą, kalesonami czy podkolanówkami? Któż wie lepiej, niż pouczony przez Irenę milicjant!

Siedząc, zakłada się często nogę na nogę. I wtedy przez podciągnięcie nogawki spodni wystawia się na widok publiczny to miejsce, w którym długie kalesony (gdy się je nosi) łączą się ze skarpetkami. Nie można powiedzieć, żeby widok niedbale opadającej skarpety czy zwisających troków od kalesonów należał do zbyt interesujących. Raczej wręcz przeciwnie. Warto jeszcze dodać, że kobiety na tym punkcie są szczególnie wrażliwe i taką „kokieterią” można je zupełnie zrazić. Toteż trzeba zawsze pamiętać o tym, by skarpety były odpowiednio podciągnięte i jeżeli nie są elastyczne, by podtrzymywane były przez podwiązki lub żeby porządnie zostały podwinięte. Gdy ze względu na zdrowie jest się zmuszonym do noszenia długich kalesonów, to znacznie lepiej jest nosić trykotowe ze ściągaczami w dolnej części nogawek. Można wtedy włożyć skarpety do kolan (tzw. podkolanówki) ukrywające bieliznę, aby wyglądać estetycznie i elegancko.

(Uprzejmy milicjant, Warszawa 1964, Oddział Szkolenia KGMO, s. 26)

Poradami Ireny jak widać zupełnie nie przejmuje się George Michael, który ujawnia w teledysku opalone uda, okryte tak modnymi tej wiosny szortami.


niedziela, 25 kwietnia 2010

Komuniści


W ostatnim tygodniu kwietnia, niektórzy czyszczą grille przed długoweekendowym opiekaniem kiełbas, inni zaś planują pierwszokomunijne przyjęcia. Warto wiedzieć, co w latach osiemdziesiątych pisała na ten temat Irena.

Wiadomo, że do I Komunii świętej, dzieci przystępują na „głodniaka”, a więc po tym wielkim przeżyciu – może największym w dotychczasowym życiu młodziutkich – latków – należy im się dobre, pożywne śniadanie. Dawniej – przynajmniej w wielu rodzinach- dziecko często wracało z kościoła do domu, często z matką lub innymi członkami rodziny, dostawało normalne śniadanie i… mogło biegać gdzie chciało przez resztę dnia.

Dziś w bardzo wielu domach śniadanie po powrocie z kościoła staje się wielką uroczystością. Przeważnie w tym dniu króluje kakao lub czekolada. Do tego białe pieczywo, a ponieważ wędlina z kakao nie za bardzo się zgadza, a dziecku trzeba dać zjeść coś solidnego, to dostaje jajko na „talerzu jak malowanka”, czyli np. na liściu sałaty kawałek żółtego sera, pół pomidora (bo wiosną jeszcze drogie) albo plasterek czerwonej papryki ze słoja, dużo posiekanego szczypiorku lub innej ulubionej zieleniny (koperek, natka pietruszki, rzodkiewki itp.). Do kakao jest ciasto, najlepiej drożdżowe, może być przekładaniec, orzechowiec itp. Na koniec coś do popicia, a więc kompot np. z weków albo młodego rabarbaru. Kupne lody też mogą być mile widziane. Jeśli w domu jest sporo kompotów w twistach, to można zrobić sałatkę owocową, a zalewy kompotowe wymieszać, oziębić i podawać w dzbanie, aby ile dusza zapragnie mogły dzieciaki sobie nalewać do szklaneczek i popijać np. przez słomki.

(Na co dzień i od święta, Warszawa, 1986, Novum, s. 25)


czwartek, 22 kwietnia 2010

A psik!

Wiosna przynosi nam nie tylko radość, ale i zgryzotę. Alergicy zaczynają masowo kichać, a zmieniająca się pogoda co rusz powoduje wiercenie w nosie nawet u tych najbardziej zahartowanych. Co zrobić, gdy spadnie na nas nie tylko katar, ale i czkawka? Zapytajmy Irenę!

Co zrobić gdy się kichnie lub dostanie czkawki? Nie podkreśla się tego faktu mówieniem dookoła wszystkim „przepraszam”, ale dyskretnie przeciwdziała. Jeśli się nam zbiera na kichanie, trzeba natychmiast wyjąć chusteczkę i nacisnąć palcem na grzbiet nosa, co na ogół zapobiega kichnięciu. Jeśli już to musi nastąpić, to trzeba zakryć nos i usta chusteczką, aby – za nic- nie dopuścić do tego co lekarze nazywają zakażeniem kropelkowym. Bo niestety nie kicha się na sucho.
Czkawkę można próbować opanować, zjadając łyżeczkę cukru czy popijając wody, a gdy to nie pomaga- trzeba przeprosić i odejść od stołu z chusteczką przy ustach. Po ustąpieniu czkawki wrócić, nie zwracając na siebie szczególnej uwagi. Także i wycieranie nosa przy stole jest nieapetyczne. Ale jeśli jest to konieczne, powinno być dyskretne. Czasem co prawda starsi panowie potrafią rozwijać chustkę – płachtę z całym nabożeństwem, aby potem w nią „trąbić” i znów starannie zwijać do kieszeni.

(Dookoła stołu, Warszawa 1981, Watra, s. 93)

wtorek, 20 kwietnia 2010

Saga o ludziach lodu

Mrożon – Iniemamocni (2004)

Upałów jeszcze nie ma, ale jako że zaskoczą nas pewnie równie gwałtownie, jak śnieg co roku zaskakuje drogowców – już teraz warto poświęcić trochę uwagi owemu najzimniejszemu miejscu naszych domostw, jakim niechybnie jest pół metra sześciennego zamrażarki.

Kto się przyzwyczai do pracy z zamrażarką ma z niej wyrękę nie tylko, gdy chodzi o robienie zapasów na dłuższe okresy. Można przecież – wtedy, gdy ma się czas – zamrozić przygotowany obiad, kolację dla gości, desery, napoje dla żniwiarzy, robotników rolnych itp.

(Dom bez tajemnic, Warszawa 1990, s. 151)

Wszystkim znajomym żniwiarzom i robotnikom dedykujemy piosenkę Madonny, przestrzegającą przed zbytnim wychłodzeniem serc…



niedziela, 18 kwietnia 2010

Serce w rozterce

Czasami jeden rejs może zmienić całe życie. Kristin Scott Thomas i Hugh Grant w filmie Gorzkie gody (1992, reż. Roman Polański).


Nie zwlekając ani minuty, wszystkim ciekawskim oraz współczującym Mateuszowi, przytaczamy odpowiedź Pani Zofii Bystrzyckiej, opublikowaną na łamach Zwierciadła.

Pisze Pan: „nastąpiło to, co miało nastąpić”. Przepraszam, a co właściwie? Więc pocałował Pan swą wybrankę w przegub i od razu pobiegł, aby obserwować horyzont. A ukochana porzucona w szlafroku nawet na fale patrzeć nie mogła, jako, że dziwnym trafem iluminator był zasłonięty. Powiem Panu: przewróciło się Panu w głowie od tego dobrobytu. W ogóle jeśli mężczyźnie dobrze się powodzi to wyraźnie niewieścieje. I ogarniają go strachy metafizyczne, ponieważ nie boi się już o mieszkanie, a i włożyć ma co na swe wątłe ciało. Więc zaczyna się bać kobiety. A co ona ma z takim zrobić? Za uszy ciągnąć, aby okazał się prawdziwym mężczyzną? Owszem, wykazuje się już inicjatywę w różnych dziedzinach, co zapewne odczuwacie. Ale w porywie serca, to może jeden poryw to już dość, zwłaszcza jeśli całuje w usta a tu napotyka dziewiczą wprost nieśmiałość oraz pospieszną rejteradę. Nie fale należy pieścić i tulić proszę Pana!
O innych obiektach nie będę pisała bo ostatecznie ma Pan już swoje lata i powinien Pan się orientować. A tak, byle trzeci oficer urasta w oczach zawiedzionej kobiety do roli wielkiego kochanka w skali jednego statku.
Bo zapewniam Pana, że on czasu na bałwany nie traci. Po pierwsze dlatego, że to jego miejsce pracy, a po drugie dość ma bałwanów na co dzień.


(Zofia Bystrzycka, Serce w rozterce, Warszawa, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1977, s. 251 -252)

Odrobinę broniąc nieporadnego Mateusza, przywołujemy niezapomnianą scenę i piosenkę z filmu Mężczyźni wolą blondynki (1953, reż. Howard Hawks). Spotkanie z piękną kobietą w kajucie z każdego mężczyzny robi bałwana. W roli Lorelei Lee - Marilyn Monroe.

sobota, 17 kwietnia 2010

Irena i jej siostry


Z pewnością Irena nadal pozostanie główną i najważniejszą bohaterką naszego Bloga, ale nie jedyną. Nie znaczy to, że nagle zabrakło nam materiału; wręcz przeciwnie – zbiór ciągle się rozrasta. Jednak badając twórczość Ireny, natrafiliśmy na autorki równie (choć Irenie trudno dorównać) ciekawe, jej współczesne, piszące barwnie i dowcipnie. Tym samym, chcielibyśmy zainicjować nowy cykl pt. Irena i jej siostry, w którym prezentować będziemy nasze odkrycia. Okazjonalnie w roli siostry wystąpi Pan Adam Słodowy, którego przepisy z książki Lubię majsterkować wprawiają nas w nieustające osłupienie.

Fragment poradnika Zofii Dzięgielewskiej poznaliście w zeszłym tygodniu, dziś odsłona książki i autorki niezwykłej. Zofia Bystrzycka (ur. w 1922 r. w Przemyślu)- powieściopisarka, felietonistka, korespondentka wojenna, po wojnie była autorką rubryki w Zwierciadle poświęconej poradom sercowym. W 1977 roku wydano książkę pt. Serce w rozterce, zbierającą najciekawsze listy Czytelników i Czytelniczek z lat 50, 60 i 70 – tych minionego wieku oraz odpowiedzi Pani Zofii. Część pytań i opisanych problemów może dziś wydać się śmieszna, ale nie osądzajmy naszych dziadków i rodziców zbyt surowo! Porady Pani Zofii są zawsze głosem rozsądku, dowcipne, wyważone, czasem może zbyt konserwatywne, ale zawsze zachęcające do szukania właściwej drogi.
O swoich rozterkach pisze w 1968 r. Mateusz:

Mam dwadzieścia pięć lat, jestem cenionym pracownikiem sektora państwowego, mam założoną książeczkę oszczędnościową na mieszkanie M2, żyję skromnie i gospodarnie, nie palę, nie piję, a od kobiet stronię (stroniłem!). Nie pociąga mnie także motoryzacja. To wszystko pozwoliło mi odłożyć bez większego trudu większą sumę pieniędzy. Nie bardzo wiedziałem, co z nimi zrobić. Mieszkanie mam zapewnione, ubrać jest się w co - ostatnio kupiłem sobie garnitur prążkowany. Można powiedzieć, że dostatek w jakim się znalazłem, zaczął mnie nużyć, jak to w małej stabilizacji. Zdecydowałem się wyjechać na wycieczkę zagraniczną z „Orbisem” w ciepłe kraje.

Wszystko zapowiadało, że wrócę pełen rozmaitych turystycznych wrażeń. Ale los chciał inaczej. Zainteresowała się mną na statku młoda i przystojna osoba płci odmiennej. Razem jedliśmy posiłki, spacerowaliśmy po pokładzie obserwując bałwany – i coraz bardziej zbliżając się do siebie. Zacząłem łapać się na tym, że w jej towarzystwie przestaję zwracać uwagę na wszelkie atrakcje krajoznawcze, cały zatapiając się w niej. Owładnęła mną namiętność. Ona także czyniła mi awanse. Zaprosiła mnie pewnego razu do swojej kajuty, iluminator był zasłonięty. Nastąpiło to co miało nastąpić. Siedziała w szlafroku na koi (dolnej). Padłem na kolana i zadeklarowałem jej swoje uczucie. Przyjęła to nad wyraz przychylnie, objęła mnie i pocałowała w usta. Chwyciłem jej dłoń i złożyłem namiętny pocałunek na przegubie ręki. I wybiegłem pełen szczęścia na pokład, wzburzone tego dnia morze wydało się miłe i kochane, chciałem tulić i pieścić każdą falę z osobna.


Dalej był koszmar. Owa Pani zaczęła mnie unikać. Wdała się w towarzystwo trzeciego oficera, uważanego za lekkoducha, a ja cierpiałem nic z tego nie rozumiejąc. Nie mogłem pojąć czym ją uraziłem. Niech mi Pani to wytłumaczy.


Mateusz

(Zofia Bystrzycka, Serce w rozterce, Warszawa, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1977, s. 250)

W następnym wpisie opublikujemy radę Pani Zofii na kłopoty Mateusza.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Prosto w pierze


Czasem, nie tylko podręcznikowi milicjanci marzą o tym, żeby po ciężkim dniu po prostu rzucić się na łóżko i zasnąć. Irena całym sercem wspiera taką postawę, jednak zaleca bezwzględne zachowanie pewnych oczywistych zasad.

Właśnie w takich wypadkach należy zdobyć się na dyscyplinę wewnętrzną. Np. w nocy, gdy cały dom pogrążony jest we śnie, trzeba wchodzić cicho - nie trzaskać drzwiami, nie tupać, nie budzić wszystkich, a wreszcie nie kłaść się w ubraniu i butach na łóżko. Tego nie wolno. Trzeba opanować swoje nerwy i zmęczenie. Wchodzić do mieszkania bezszelestnie, cichutko się rozebrać i kłaść się spać tak, by nikogo nie obudzić. Najlepiej jest zdjąć buty w przedpokoju i już w rannych pantoflach wchodzić do pokoju. Nawet gdy się kładziemy na poobiednią drzemkę, nie wolno robić tego w obuwiu. Należy zdjąć mundur lub ubranie. Samo ubieranie się czy rozbieranie zajmuje co najwyżej parę minut. A nie tylko niewygodnie się śpi w ubraniu, ale potem wszystko jest wygniecione, wymięte, z pierzem na plecach. Takie ubranie, w którym się leżało, nigdy nie będzie wyglądać świeżo.

(Uprzejmy milicjant, Warszawa 1964, Oddział Szkolenia KGMO, s. 99)

piątek, 9 kwietnia 2010

Klient mniej awanturujący się


Zbliżający się weekend i poświąteczna niechęć do gotowania, być może skłonią nas do wizyty w restauracjach i innych lokalach. Dzięki Irenie i jej poradnikowi dla milicjantów, możemy zrobić sobie małą powtórkę z podstawowych zasad, jakie obowiązują w sytuacji przysłowiowej "za słonej zupy".

Jeśli jakaś potrawa jest nieświeża, niesmaczna, jakiś robak znalazł się w kalafiorze czy zupie itp. nie robi się z tego powodu awantury na cały lokal, ale i nie poddaje biernie losowi. Wzywa się kelnera skinieniem głowy i dyskretnie, wskazując przyczynę wezwania mówi się: "proszę o zamianę" ewentualnie tłumacząc: "befsztyk jest nieświeży, zbyt twardy" lub "prosiłem o wódkę eksportową a ta jest zwykła. Proszę zamienić". W razie gdy kelner niechętnie załatwia nam taką sprawę, idziemy do kierownika lub jego wzywamy do stołu. Dyskretne zachowanie w takich wypadkach jest zawsze elegantsze, kulturalniejsze od głośnego, zwracającego uwagę.

(Uprzejmy milicjant, Warszawa 1964, Oddział Szkolenia KGMO, s. 134)

Na zakończenie przywołujemy wzorową scenę restauracyjną - kulturalny klient, dyskretny, dobrze poinformowany kelner, nostalgiczna piosenka w tle. Galaretka może niezbyt apetyczna, ale przecież nikt awantury nie wszczyna. Fragment pochodzi z filmu Strach (1975, reż. Antoni Krauze). W roli piosenkarki - wspaniała Krystyna Tkacz. Za inspirację dziękujemy naszej stałej Czytelniczce Aleksandrze.


środa, 7 kwietnia 2010

Zosia pomaga Irenie, Irena pomaga Zosi


Oczami wyobraźni widzimy, jak w połowie lat osiemdziesiątych Irena wbiega do siedziby warszawskiego wydawnictwa Watra (gdzie opublikowała większość swych książek) i wpada na Zofię Dzięgielewską, autorkę opublikowanej tam właśnie pracy ABC porządków domowych. Irena i Zosia idą na kawę, wymieniają się najnowszymi spostrzeżeniami, czasopismami ilustrowanymi z całego świata, czerpią wiedzę od siebie nawzajem, dyskutują zalety i wady destylowanego ługu… My także wsłuchajmy się wyjątkowo nie w głos Ireny, ale Zofii tym razem (za sugestię lektury dziękujemy pani Kalinie Błażejowskiej!):

Korale nie znoszą hermetycznego zamknięcia w blaszanym pudełku czy plastykowym woreczku, wymagają bowiem kontaktu z ciepłem ludzkiego ciała. Pozbawione tego kontaktu – obumierają. Kiedy staną się matowe, porowate, nawet najlepszy fachowiec nie znajdzie dla nich ratunku. Tak więc, korale trzeba nosić przynajmniej co pewien czas i – jak już wspomniałam – przechowywać osobno (nie z resztą biżuterii) w drewnianym czy tekturowym pudełeczku. Nawleczone na nylonową żyłkę można zanurzyć w zimnej wodzie z dodatkiem odrobiny węgla w proszku lub soli kuchennej, opłukać w czystej wodzie, wysuszyć i wetrzeć odrobinę olejku migdałowego. Po wchłonięciu olejku wypolerować korale miękką, irchową skórką.

(Zofia Dzięgielewska, ABC porządków domowych, Wydawnictwo Watra, Warszawa 1984, s. 62-63)

Mało kto wie więcej o „cieple ludzkiego ciała” niż Michelle Pfeiffer w tej scenie ze Wspaniałych braci Baker (1989):



czwartek, 1 kwietnia 2010

Wesołych Świąt!


Wszystkim Czytelnikom i Czytelniczkom, życzymy różnorodności na wielkanocnym stole - od ananasa do ziemniaka, na wiosennym spacerze spotkania z Wenus lub atletą (w zależności od potrzeb), deptania po drodze świeżej trawy, uprzejmych policjantów strzegących naszego bezpieczeństwa na drogach.

Przede wszystkim jednak, życzymy, żeby obiady gotowały się w pół godziny, bo naprawdę szkoda wiosny na siedzenie w kuchni.

Wesołych Świąt!