wtorek, 31 sierpnia 2010

Niekorzystne dni


Nie tylko zwykły człowiek ma dziś dylemat co na siebie włożyć. Nawet funkcjonariusze głowią się czy założony rano płaszcz, w południe nie stanie się balastem. Oto refleksja Ireny:

Tak w lecie jaki i w zimie pogoda bywa kapryśna, ba, zmienia się nawet w ciągu dnia. Wahania pogody pociągają za sobą zrozumiałe zmiany w ubiorach funkcjonariuszy. Ci, których deszcz albo gwałtowny spadek temperatury zastaje w służbie, są oczywiście w mniej korzystnej sytuacji od tych, którzy ich zmieniają. I na odwrót, kto w dzień deszczowy rozpoczął służbę w letnim płaszczu, temu po wypogodzeniu się płaszcz przysparza nieraz nie lada kłopotów. Tym bardziej, że nie wypada nosić płaszcza zarzuconego na ramionach lub przewieszonego przez ramię. Niestety wpływu na pogodę nie mamy. Ale za to możemy słuchać komunikatów radiowych PIHM-u, przynajmniej wtedy, kiedy wybieramy się na służbę. One wprawdzie często zawodzą, ale bywa, że się sprawdzają. Niejeden może się dzięki temu uchronić od przeziębienia, przegrzania i innych tego rodzaju zmartwień.

(Uprzejmy milicjant, Warszawa 1964, Oddział Szkolenia KGMO, s. 20)

czwartek, 26 sierpnia 2010

Taranthriller


Przyznam, że pierwszy raz od kiedy się znamy, Irena mnie rozczarowała. Wnikliwie wertowałam wszystkie jej poradniki, żeby znaleźć skuteczny środek na pająki, bezczelnie wiszące pod nagrzanym parapetem. Niestety, skutek poszukiwań - zerowy.
Irena doradza w kwestii: mrówek (wędrują po śladach swoich stópek, trujemy je lekiem na owsiki), mrówek faraona (są niezniszczalne i trzeba je pokochać), much (malujemy ściany na niebiesko) a także moli i bolimuszek, komarów i prusaków, rozkruszków i pcheł, a o pająkach nic!

Udało się jednak znaleźć środek, który okazał się zabójczo skuteczny - spray na pająki VIGONEZ. Działa! Dostępny w sklepach ogrodniczych.

wtorek, 24 sierpnia 2010

From Hollywood, With Love


Już wkrótce premiera filmu Salt (2010) z – jak zapewnia polski dystrybutor – „rewelacyjną rolą Daniela Olbrychskiego”, która niewątpliwie przyćmi wygibasy Angeliny ‘Croft’ Jolie. Jak donosi nasza Czytelniczka Kaja Klimek, Daniel i Angelina są wielkimi fanami Ireny. Na potwierdzenie przesyła powyższe zdjęcie.

Zapraszamy do obejrzenia zwiastunu filmu Salt w którym –by ująć rzecz delikatnie – Olbrychski nie przemawia głosem Kmicica.



sobota, 21 sierpnia 2010

Strofy o późnym lecie


Chociaż ceny warzyw i owoców rzeczywiście są bardzo wysokie, nie zapominajmy aby końcówkę wakacji upamiętnić przynajmniej jednym słoikiem własnoręcznie zrobionej marynaty. Nieprzekonanym, dedykujemy pochwałę domowych przetworów jaką zamieściła Irena we wstępie do książki pt. Słońce w słoikach, opublikowanej w czasach, kiedy ceny w warzywniakach i na straganach nie były tak irytujące jak dziś.

Co można pasteryzować? Wszystko! Matka, która jedzie na wczasy z dzieckiem pozostającym na diecie bezglutenowej, wozi ze sobą w słoiczkach specjalne zupki i inne potrawy, przygotowane w domu i zapasteryzowane. Żona kierowcy Tira, wyjeżdżającego na dłuższy pobyt za granicę, ładuje mu do samochodu przeróżne dania: zupy, dania mięsne, jarzynowe, kompoty, dżemy, pasztety itd., wszystko pasteryzowane, aby nie musiał wydawać zbyt wiele dewiz na jedzenie. Małżeństwo, które podczas urlopu podróżuje samochodem po świecie zaopatruje się w "słoiczki" z pasteryzowaną żywnością. Młodzi turyści, narciarze, wycieczkowicze, korzystający ze schronisk, biorą zapas pasteryzowanej żywności - ile się da i zmieści w plecaku - bo...wycieczka będzie tańsza.

(Słońce w słoikach, Warszawa, 1988, Watra, s.16)

wtorek, 17 sierpnia 2010

To się leczy farmakologicznie

Zmienne warunki pogodowe za oknem powodują u nas rozdrażnienie, niepokój; wprowadzają zamęt w nasze relacje towarzyskie. A jeśli to nie deszcz i plucha, ale… kobalamina?

Pewien pan zmieniał nagle nastroje, stawał się nieznośny, irytujący, pobudliwy i superaktywny. Przy tym miał manię wielkości. Uważał, że jest geniuszem i że jemu należą się wszystkie honory. Był nie do zniesienia. Oddano go więc do szpitala, ale dopiero 6 ludzi dało radę go tam zaprowadzić. A co zadziwiające: miał 81 lat.

Badania wykazały, że jest zdrowy, że wszystko jest w normie poza jednym: poziom witaminy B12 (kobalaminy) okazał się wyjątkowo niski. Podawano mu więc tę witaminę w zastrzykach i po tygodniu wrócił do normy i zdrowia. Ale jeszcze przez pół roku co tydzień podawano mu witaminę B12, aby miał jej dość.

Nieraz tzw. manie prześladowcze można wyleczyć właśnie kobalaminą.

(Wenus i atleta, Warszawa 1999, s. 194)

Zacznijmy od bogatych w kobalaminę Fasolek w klasycznym przeboju przełomu lat 80. i 90.:



niedziela, 8 sierpnia 2010

Gdzie się podziały moje daktyle?


Orientalna muzyka nie osłabia badawczej pasji Ireny. Nasza bohaterka łapie pieniążek, posila się słodkim ciasteczkiem i natychmiast miesza się z tłumem gości, aby poznać tubylcze obyczaje.

Według rytuałów mahometańskich wystarczy, gdy mąż kilkakrotnie powie, że żony nie chce, a ona musi opuścić jego dom tak jak stoi, więc rodzice i swat tak sprytnie układają umowę ślubną aby mężowi nigdy usunięcie żony z domu ekonomicznie się nie opłaciło. A same żony lubią złote bransolety - na rękach, nogach i ramionach, bo gdyby mąż wyrzucił ją z domu, wówczas zabrałaby ze sobą jedynie ten majątek, który ma na sobie.
Wprawdzie religia pozwala mahometanom mieć 4 żony, ale nowoczesne Egipcjanki rzuciły hasło:"mądry mąż ma jedną żonę i jest bogaty; głupi ma cztery żony i jest biedny". Niemniej jedna z nich zapytała mnie - ile mój mąż ma żon? Gdy odpowiedziałam że jedną, mnie, bardzo mi współczuła. "To kto gotuje?- dziwiła się - wszystko musisz robić sama jedna? Nie możesz go poprosić żeby wziął sobie choć drugą żonę? Byłoby ci lżej".

Gdy odpowiedziałam jej, że również pracuję zawodowo - jak nieomal wszystkie Polki - nie mogła się uspokoić, tak nam współczuła. Była bardzo tęga, choć młoda. "Im kobieta grubsza, tym ładniejsza oświadczyła - tym bardziej podoba się mężczyźnie".
I jakby sobie przypominając, co należy do jej obowiązków, wyciągnęła daktyle i zaczęła je jeść powoli i systematycznie. Daktyle tuczą.

(Dookoła stołu, Warszawa 1981, Watra, s.124)

W obliczu zagrożenia dla nowo zawartego małżeństwa, jakim może stać się kolejna żona lub nadwaga, warto zadać partnerowi kilka niewygodnych pytań. Ponieważ piosenka jest dobra na wszystko, proponujemy utwór nagrany w 1961 r. przez dziewczęcy zespół The Shirelles.


czwartek, 5 sierpnia 2010

W cieniu piramid

W czasach, kiedy polskich turystów na plażach Egiptu było jeszcze niewielu, Irena już bawiła się na egipskim weselu. Nie bez dumy opisuje ten fakt w książce pt. Dookoła stołu.

Zdarzyło mi się również uczestniczyć w weselu egipskim, organizowanym w najwytworniejszym hotelu Kairu. Orszak weselny prowadzą tam tancerka i towarzyszący jej dwaj grajkowie. Za nimi idą drużki w długich, jasnych sukniach, a wśród nich młoda para. Za nią - znowu drużki w orszaku. Rzucają one w patrzący tłum cieniutkie złote pieniążki; jest to szlachetny kruszec. Wiem, bo rzucono takim pieniążkiem i we mnie. Tancerka prowadzi orszak do tronu czyli dwóch okazałych krzeseł, ustawionych na końcu sali , gdzie zasiada para młoda. W tle jest zwykle umieszczony olbrzymi wieniec z kolorowych kwiatów, min. bajecznie pachnących tuberoz. Teraz wszyscy podziwiają popisy tancerki ubranej w przejrzyste, czerwone szaty, która tańczy na podium w świetle reflektorów, w takt rytmicznej muzyki. Orkiestra złożona z 5-7 osób też siedzi na podium, pod ścianą. Następnie tłum gości - prawie wszyscy w czerni (tak panowie jak i kobiety) - zaczyna zajadać to, co stoi na stołach ustawionych w podkowę. Są to drobne kanapki, ciasteczka i słodycze, bez żadnego alkoholu, gdyż zabrania tego religia mahometańska. Czym więc ten tłum mężczyzn jest tak podniecony, jakby wypito dwieście litrów wina? Tańcem brzucha, czerwonym oświetleniem i zmysłową muzyką.

(Dookoła stołu, Warszawa 1981, Watra, s.123)

O czym rozmawiała Irena z weselnymi gośćmi oraz co sądzi na temat poligamii, dowiecie się z kolejnego wpisu.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Weselmy się!


Na prośbę naszej Czytelniczki z Kielc - Pani Ewy, rozpoczynamy dziś kilkupostowy cykl weselno- ślubny. Komu nie w smak tradycyjny, dwudaniowy obiad, oczepiny o północy, pląsy przy Gipsy Kings, niech razem z nami poszuka inspiracji w dziełach Ireny.
Zacznijmy od wesel na wsi.

Wesela wiejskie. Niektóre mają bardzo złą sławę. Mówi się, że rodzice panny młodej potrafią na ten cel wydać nieraz bardzo duże sumy. Jest więc "morze wódki" i "góry jedzenia", na przyjęcie przybywa cała wieś. Taka uroczystość pochłania często cały posag córki, czyli wszystko odbywa się zgodnie ze starym, ośmieszonym, szlacheckim: zastaw się a postaw się. W niektórych wsiach, po takim pijanym weselu dochodzi do rękoczynów, burd, awantur, a nieraz i zabójstw. Rodzice, którzy urządzają kosztowne wesela tłumaczą się, że nie mogą inaczej bo w każdym gospodarstwie się takie wesela urządza, więc nie chcą być gorsi. Czyli... "jeśli wszyscy obyczaj zmienią, to i ja". Chętnie! Bo rzeczywiście szkoda pieniędzy na karmienie tych, którzy i tak potem obgadają.

(Dookoła stołu, Warszawa 1981, Watra, s.123)

Pamiętajmy, że zamążpójście lub ożenek musi być krokiem poprzedzonym głęboką refleksją, a nie wyjściem awaryjnym!
O czym przypomina tradycyjna piosenka w wykonaniu zespołu Mazowsze.