niedziela, 18 kwietnia 2010

Serce w rozterce

Czasami jeden rejs może zmienić całe życie. Kristin Scott Thomas i Hugh Grant w filmie Gorzkie gody (1992, reż. Roman Polański).


Nie zwlekając ani minuty, wszystkim ciekawskim oraz współczującym Mateuszowi, przytaczamy odpowiedź Pani Zofii Bystrzyckiej, opublikowaną na łamach Zwierciadła.

Pisze Pan: „nastąpiło to, co miało nastąpić”. Przepraszam, a co właściwie? Więc pocałował Pan swą wybrankę w przegub i od razu pobiegł, aby obserwować horyzont. A ukochana porzucona w szlafroku nawet na fale patrzeć nie mogła, jako, że dziwnym trafem iluminator był zasłonięty. Powiem Panu: przewróciło się Panu w głowie od tego dobrobytu. W ogóle jeśli mężczyźnie dobrze się powodzi to wyraźnie niewieścieje. I ogarniają go strachy metafizyczne, ponieważ nie boi się już o mieszkanie, a i włożyć ma co na swe wątłe ciało. Więc zaczyna się bać kobiety. A co ona ma z takim zrobić? Za uszy ciągnąć, aby okazał się prawdziwym mężczyzną? Owszem, wykazuje się już inicjatywę w różnych dziedzinach, co zapewne odczuwacie. Ale w porywie serca, to może jeden poryw to już dość, zwłaszcza jeśli całuje w usta a tu napotyka dziewiczą wprost nieśmiałość oraz pospieszną rejteradę. Nie fale należy pieścić i tulić proszę Pana!
O innych obiektach nie będę pisała bo ostatecznie ma Pan już swoje lata i powinien Pan się orientować. A tak, byle trzeci oficer urasta w oczach zawiedzionej kobiety do roli wielkiego kochanka w skali jednego statku.
Bo zapewniam Pana, że on czasu na bałwany nie traci. Po pierwsze dlatego, że to jego miejsce pracy, a po drugie dość ma bałwanów na co dzień.


(Zofia Bystrzycka, Serce w rozterce, Warszawa, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1977, s. 251 -252)

Odrobinę broniąc nieporadnego Mateusza, przywołujemy niezapomnianą scenę i piosenkę z filmu Mężczyźni wolą blondynki (1953, reż. Howard Hawks). Spotkanie z piękną kobietą w kajucie z każdego mężczyzny robi bałwana. W roli Lorelei Lee - Marilyn Monroe.

5 komentarzy:

  1. najmocniejszym fragmentem "Serca ..." jest list ze strony 103, a jego highlightem zdanie: "Przyznaję, że było w tym i trochę mojej winy, tak mniej więcej z dziesięć procent".

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten list jest rzeczywiście wstrząsający:-(( Zresztą większość historii w "Sercu..." to ogromne tragedie, bezradność a często niestety zwykła głupota.

    OdpowiedzUsuń
  3. co by nie powiedzieć Pani Bystrzycka nie pocieszyła naszego bohatera

    OdpowiedzUsuń
  4. co by nie powiedzieć Pani Bystrzycka niemalże zmiażdżyła amatora bałwanów

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ona cudownie ominęła "o czym się nie mówi"! I dobrze mu tak, Werterowi w prązkach!

    OdpowiedzUsuń