czwartek, 26 listopada 2009

Syreni śpiew



Naszej Czytelniczce Bogusi, dziękujemy za zdjęcie recyklingowej Syreny. Syrenka wykonana jest ze zużytych sprzętów RTV/AGD i stoi przy wejściu do Muzeum Techniki w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Promowała wystawę "Dwa światy elektrośmieci", a przy okazji zachęcała do ekologicznych postaw.
Irena byłaby wzruszona! Czekamy na zdjęcia Syren (i nie tylko) z pończoch i plastikowych woreczków.

środa, 25 listopada 2009

Obycie ułatwia życie


Dziś w naszym cyklu z Ireną poprzez świat – światowe maniery w polskim salonie. Zacytowany fragment pochodzi (uwaga!) z artykułu z Kalendarza Przyjaciółki z roku 1973 – pokaźnych rozmiarów przewodnika po życiu codziennym na cały rok. Kalendarz oprócz … kalendarza, zawiera bogaty zbiór porad wszelakich; od przepisów na tort z pieczarek (szampinionów), po receptę jak odświeżyć politurę. Irena występuje tam w nie byle jakim towarzystwie, bo samego Adama Słodowego. Udziela się oczywiście w prawie każdym cyklu tematycznym: diety, urządzanie wnętrz, tępienie pcheł u zwierząt domowych, wyplatanie makram. Jestem przekonana, że z jej energią i lekkim piórem sama zapełniłaby każdą kartkę tej obszernej publikacji. Skupmy się jednak na kwestii, która dla Ireny zawsze i wszędzie jest niezwykle ważna – na dobrym wychowaniu. Oto pytanie arcyciekawe. Jak witać się z żoną lub mężem?

Czy z własną żoną lub mężem należy codziennie witać się i żegnać? Oczywiście! A gdy mąż cały dzień żony nie widział i wieczorem spotyka ją z koleżanką? W takiej sytuacji powitanie może być nieco ceremonialne z pocałowaniem żony w rękę. A jeśli w pokoju siedzą: matka, teściowa i żona? I jeśli wszystkie trzy są drażliwe, drobiazgowe i przywiązują wagę do kolejności powitań? Najprościej będzie witać je w takiej kolejności w jakiej siedzą czy stoją. Żadna nie powinna czuć się dotknięta. Naczelna bowiem zasada dobrego wychowania brzmi: nie przesadzać!

(Kalendarz Przyjaciółki, Warszawa, 1973, Wydawnictwo Współczesne Prasa, s.102)


wtorek, 24 listopada 2009

Mój piękny panie, raz zobaczony w technikolorze


Nie myślcie, że Irenie obce są uczucia dotyczące spraw innych niż pranie flanelowych ścierek, szorowanie prodiża, czy produkcja kiszonych ogórków. Nawet Irena wie, że człowiek może się czasem nawet zakochać. Co prawda, w swoim najsłynniejszym poradniku temu zagadnieniu poświęca pół strony (!), ale jak to Ona, od razu przechodzi do konkretów.

Może się zdarzyć a zdarza się to zwłaszcza młodym, że upatrzą sobie w lokalu, na ulicy, w tramwaju swój „ideał”, na którego widok serce zaczyna bić żywiej. Jak zbliżyć się do celu, jak poznać ową ukochaną osobę? Najlepiej znaleźć kogoś trzeciego, kto ułatwi zawarcie znajomości. Gdy jednak poszukiwania wspólnego znajomego nie przynoszą żadnych rezultatów, mężczyzna nie może postąpić obcesowo tzn. nie może zaczepiać na ulicy, przysiąść się do stolika itp. Niech się nie dziwi, jeśli w takim wypadku będzie potraktowany jak intruz. Można damę swego serca zaprosić do tańca na dansingu; można pomóc jej się ubrać w teatrze; można zacząć się jej kłaniać, ustąpić miejsca lub nawiązać rozmowę w tramwaju, „prześladować” ciągłymi, niby przypadkowymi spotkaniami.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s. 101)

Moją uwagę zwróciło jednak zdanie:

Młodzież nieraz kocha się w sławnych aktorach, gwiazdach filmowych, pieśniarzach czy pieśniarkach, w sportowcach. Gdyby jednak swoje „ideały” mogła poznać bliżej, jakże często ulegałaby straszliwemu rozczarowaniu.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s. 99)

poniedziałek, 23 listopada 2009

Zębem go!


Dopóki sam nie wybrałem się do Stanów Zjednoczonych, wyznawałem stereotyp o rzekomych okropieństwach tamtejszej kuchni. Nawet jednak Irena wskazuje, że rzeczywistość jest inna:

Kuchnia w Stanach Zjednoczonych ma (…) opinię tak niesmacznej, że przebywający tam smakosze marzą o jak najszybszym opuszczeniu Stanów, aby „wreszcie dobrze zjeść”. Naturalnie, że można i w Ameryce również jadać bardzo smacznie, ale… to kosztuje. W wielkich miastach możliwości są niemal nieograniczone, bo specjaliści z różnych krajów otwierają swoje restauracje, ze wspaniałymi kuchniami, np. chińską, francuską, węgierską, polską, itd.

Trzeba (…) przyznać, że jedzenie – tak w domu, jak i w restauracjach – jest przyrządzane niezwykle higienicznie, nieomal sterylnie i podawane bardzo estetycznie.

(Dookoła stołu, Warszawa 1981, Wydawnictwo Watra, ss. 34, 36.)

Moim największym przełomem kulinarnym było – w 27. roku życia – spróbowanie po raz pierwszy prawdziwego homara. Nie zachwycił, ale smakował bardzo dobrze. Wszystkim Czytelnikom i Czytelniczkom nie polecamy jednak sposobu radzenia sobie z homarem, jaki w tej scenie z filmu Rona Howarda Plusk (1984) wybiera zjawiskowa syrena Daryl Hannah (zob. 5:38-6:11):


sobota, 21 listopada 2009

Podparta szuflada zastąpi stoliczek


Komu w sobotnie popołudnie przyszło przesuwać ciężkie meble, niech przyjmie serdeczne wyrazy współczucia oraz niezwykle praktyczną radę Ireny:

Aby przesunąć ciężki mebel, można pod jego nogi podłożyć kawałek słoniny lub połówkę ziemniaka. Na ogół szafa ziemniaka nie rozgniata, a przesuwa się jak na łozach.

(Dom bez tajemnic, Warszawa 1990, Wydawnictwo Alfa, s.73)

A oto stosowna piosenka w genialnym wykonaniu Ireny (a jakże!) Kwiatkowskiej, na wypadek gdyby coś poszło nie tak...

piątek, 20 listopada 2009

Chleba naszego, powszedniego



Naprawdę coraz trudniej spotkać kogoś kto jada chleb. Niby on taki „powszedni” i powszechny, ale wiele osób zastępuje go pieczywem chrupkim. Sporą zasługę w spadku popularności chleba mają sieciowe piekarnie i odmrażane pieczywopodobne buły z hipermarketów. To pieczywo może i jest smaczne (przez pierwsze parę godzin), ale szybko twardnieje, rozpada się, pleśnieje, nadmuchane bułki kurczą się jak pozbawiona powietrza piłka. Pieczywo tuczy, tak mówią wszyscy. Ale jak ma nie tuczyć, skoro barwione jest karmelem, pieczone z białej, oczyszczonej mąki, pełne utrwalaczy i dodatków. W wielu książkach Ireny podkreślana jest wartość prawdziwego chleba. Oczywiście przeżywa i ona etap fascynacji Knackebrotem. Odkrywszy chrupkie pieczywo skandynawskie, gotowa jest przenieść się za morze i piec tekturowe placki. Stale jednak podkreśla jakość i niepowtarzalny smak dobrego, polskiego chleba. Dobre pieczywo, jedzone w rozsądnych ilościach, nie musi tuczyć! Jak mówi mój sąsiad z 6 piętra: „Kto je chleb na zakwasie, ten jest bardzo szczupły w pasie”. Pewnie też czytał Irenę. Zakwasu na chleb Irena (jak sama twierdzi) dostarczała polskim ambasadorom na zagranicznych placówkach,tęskniącym za tym wyjątkowym smakiem. Zanim jednak podamy przepis na zakwas, przypomnijmy o rzeczy bardzo ważnej.
Poniższy fragment pochodzi z książki pt. Z Ireną Gumowską rozmowy przy stole. Z Ireną rozmawia Wanda Strzałkowska.

WS: W najbardziej racjonalnie prowadzonym gospodarstwie coś zawsze zostaje, zwłaszcza pieczywo. No, dobrze, wiemy, już mówiłyśmy o tym, że można je przechowywać w folii. Świeże jednak lepiej smakuje a wtedy stare się wyrzuca.

IG: To oczywisty grzech i marnotrawstwo! Jest przecież domowy sposób odświeżania pieczywa. Na przykład bułki obficie skropić wodą, owinąć w folię aluminiową i na kilkanaście minut wstawić do piekarnika Będą chrupiące jak dopiero co kupione. Z czerstwych bułek robi się w domu tzw. bułkę tartą, bo ta w kuchni jest nam przecież stale potrzebna. Zamiast kupować gotową, można zemleć pokrajaną w kawałki czerstwą bułkę w specjalnie do tego celu przeznaczonej maszynce albo nawet w zwykłej do mięsa.


(Z Ireną Gumowską rozmowy przy stole, Warszawa, 1990, Watra, s.38)

Przepis na zakwas:

70 dag mąki żytniej razowej zaparzyć wrzącą wodą i postawić w cieple na 48 godz. Gdy zakwas zacznie fermentować i rosnąć, zalać zimną wodą i odstawić. Sklarowanego używać jako barszczu lub zakwasu do chleba. Czerpać z wierzchu, by całość nie mętniała.

(Bądź zdrów-Smacznego! O odżywczych i leczniczych właściwościach roślin, Warszawa 1985, Watra, s.11)

środa, 18 listopada 2009

Poszukiwany, poszukiwana


Przeglądając ostatnio fora internetowe, kilkakrotnie natknęłam się na pytanie „czy ktoś zna przepis na słynną surówkę piękności?”. Czy ktoś zna? Co za pytanie! Irena zna, a ja chętnie go podam. Rzeczywiście; Irena jest wielką admiratorką otrąb i płatków owsianych, bo owa surówka to mieszanka płatków, owoców, mleka i miodu. Dziś "musli" nikogo nie dziwi, ale jak twierdzi Irena (a ja jej wierzę) w salonach piękności Heleny Rubinstein gdzie podawano surówkę, budziła sensację. Jedzenie ziaren (płatków, otrąb, tłuczonej pszenicy) podobno przedłuża życie. Irena opisuje przypadek amerykańskiego uczonego - prof. Jacksona, który postanowił zerwać z klątwą rodzinną, wg której mężczyźni w rodzinie Jacksonów umierali przed 40. Zmienił dietę - jadł jedynie ziarna, owoce, orzechy, dużo spacerował. Dożył osiemdziesiątki. Kto jednak czytał książkę Ireny pt. Życie bez starości, ten wie jakie były dalsze losy i koniec zdeterminowanego naukowca. Otóż profesor Jackson pewnej zimowej nocy wracając ze spaceru wpadł do przerębla. I taki to był koniec, jak opisuje ów wypadek Irena, z właściwą sobie werwą i przymrużeniem oka. Mimo to surówkę warto robić i warto jeść.

Przepis na 2 porcje. 3-4 łyżki płatków owsianych zalać 6 łyżkami zimnej przegotowanej wody i zostawić na ok. pół godziny, a nawet na noc. Dodać łyżkę miodu, 7-10 posiekanych orzechów laskowych, 6 łyżek mleka lub serka, sok z połowy cytryny, jabłko utarte na tarce i ewentualnie inne owoce rozdrobnione, świeże lub - zimą - mrożone czy z kompotu.

(Bądź zdrów-Smacznego! O odżywczych i leczniczych właściwościach roślin, Warszawa 1985, Watra, s.25)

poniedziałek, 16 listopada 2009

Kuchnia pełna cudów


Przyznam, że w dniu w którym kupiłam książkę Ireny pt. Obiad w pół godziny i po przejrzeniu odkryłam przepis na „kotlety z wymienia”, odłożyłam ją na półkę na kilka tygodni. No, ale skoro powiedziało się A… Książka jest pełna przepisów na szybkie zestawy obiadowe na każdą porę roku, składające się z tradycyjnych 2 dań oraz obowiązkowo deseru. Każdy zestaw ma skrupulatnie wyliczone minuty potrzebne do przygotowania potrawy oraz wartości kaloryczne. Niektóre fragmenty mogą śmieszyć np. uwielbienie Ireny dla parówek, niektóre są naprawdę inspirujące jak zmiksowane pomidory z puszki - zagotowane, doprawione ziołami, solą, pieprzem, podane z ryżem (pycha). Przygotowanie tych dań jest naprawdę banalnie proste i szybkie, a smakują sto razy lepiej niż zupy Vifon… Kiedy dotarłam do przepisu na gulasz węgierski (jestem przekonana, że Irena wtargnęła do kuchni w jakiejś węgierskiej restauracji, podczas zagranicznej wycieczki ze swoim ukochanym Orbisem) postanowiłam przeprowadzić eksperyment jak Julie Powell. Raz kozie śmierć. Ugotuję to!

Gulasz po węgiersku

40 dag mięsa wołowego

Łyżka tłuszczu
1 cebula, ząbek czosnku , 3 papryki
4 ziemniaki
Jajko
10 dag mąki
Sól, papryka w proszku

Mięso pokrajać w kostkę, obrumienić na rozgrzanym oleju, przełożyć do garnka, a na patelni podsmażyć pokrajaną cebulę. Mięso z cebulą zalać wodą (1 szklanka) i gotować. Następnie dodać pokrajane w kostkę ziemniaki i posiekany czosnek. Z mąki i jaja wyrobić dość twarde ciasto, zetrzeć je na zacierki na tarce, dosypać do dania i ugotować. Na końcu włożyć drobno posiekane strąki papryki i przyprawy. Gulasz musi być w smaku bardzo ostry. Nie bójcie się papryki pod żadną postacią. Jest bardzo zdrowa!


(Obiad w pół godziny, Warszawa 1978, Watra, s. 86-87)

Wyszło … dobrze! Trochę zmodyfikowałam przepis (Ireno wybacz!). Zamiast mięsa wołowego użyłam wieprzowego, paprykę dodałam wcześniej niż zacierki, wrzuciłam 2 pokrojone pomidory a całość podsypałam jeszcze pieprzem, chili i odrobiną kminku. Victory!


niedziela, 15 listopada 2009

And the winner is...

Drodzy Czytelnicy!

Z Ireną jest nas troje, ale z Wami - mamy nadzieję - o wiele więcej. Nasz blog istnieje dopiero od miesiąca, ale mądre rady Ireny, jej poczucie humoru, wiedza, przenikliwość i zdrowy rozsądek zachwyciły nas już dawno.

Ponieważ zbliża się koniec roku, chcielibyśmy zaproponować rodzaj rankingu produktów i usług zakończonego nagrodą Gumy i Antygumy 2009 r. Jak wynikałoby z reklam, wszystko jest doskonałe, świetnie smakuje, czyści, pierze, działa, ale... co naprawdę jest dobre? To wiemy my; tzn. MY i WY. Koniec z tandetą, koniec ze snobizmem, koniec z dyktaturą kolorowych opakowań - błyszczący papierek i reklama w TV nie są gwarancją jakości.

W naszym rankingu proponujemy następujące kryteria:

Jakość (skuteczność, trwałość, smak , użyteczność);

Cena (rozsądna, ale adekwatna do jakości).

Dla przykładu – odkryta przeze mnie niedawno maseczka zapomnianej (a ostatnio reaktywowanej) polskiej firmy „Celia”: doskonała. Ze świetlikiem i kolagenem, fantastycznie działa na wysuszoną kaloryferowym powietrzem skórę. 6 zł za tubkę. Guma 2009 w kategorii PRODUKT - URODA.

Ranking nie będzie jednak promocją produktów spod znaku „dobre i tanie”; równie pożądane będą zgłoszenia rzeczy droższych, ale dobrej jakości.

Proponujemy następujące kategorie:

PRODUKT – URODA (kremy, mydła, maseczki, szampony, etc,)

PRODUKT – CZYSTOŚĆ W DOMU (płyny do mycia naczyń, proszki do prania, etc.)

PRODUKT – ARTYKUŁY SPOŻYWCZE

OSOBA – OSOBOWOŚĆ MEDIALNA (ktoś wyróżniający się poczuciem humoru i zdrowym rozsądkiem)

ZJAWISKO

Jeśli macie własne przetestowane produkty, które Irena polecałaby równie żarliwie jak poleca płyn Agata do polerowania linoleum – tudzież produkty zasługujące na napiętnowanie jako Antygumy – prosimy o zgłoszenia wraz z krótkim uzasadnieniem na adres gumowska.blog@gmail.com

To samo tyczy się pozostałych kategorii. Wyniki w styczniu 2010 r.



Całuję rączki


W epoce zmutowanej grypy, maseczek ochronnych, istotne wydaje się zagadnienie, jak nazywa je Irena, „cmoknonsensu” a mianowicie całowania w rękę. Wydawałoby się, że zwyczaj ten już zaginął, niestety ciągle jeszcze niektórzy rwą się do pocałunków. Irena omawia ten problem w kontekście dobrych manier, a nie zagrożeń wirusowych, choć wspomina także o względach higienicznych. I zdecydowanie odradza takie praktyki.

Jak całować w rękę, bo ten „cmoknonsens”- jak wspominaliśmy – wciąż się utrzymuje. Jeśli zatem mężczyzna koniecznie chce całować panie w rękę, niech robi to grzecznie. A więc nie „po tysiąc razy”. Nawet dziękując za coś musi zachować umiar. Całowania w rękę na ulicy, na plaży itp. należy raczej unikać. Przy tej czynności mężczyzna powinien się nachylić a kobieta może podnieść rękę nieco wyżej, ale bez przesady- właśnie tylko „nieco”.
Całowanie odbywa się oczywiście „bezszmerowo”, jest raczej muśnięciem ustami (nie brodą!) niż pocałunkiem. Wargi muszą być suche, by nie trzeba było po takim powitaniu dyskretnie wycierać ręki. Nie wolno całować w rękę poprzez stół.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s.78)

A więc całujmy obficie w zaciszu domowym, ale ograniczajmy „cmoki” w sytuacjach oficjalnych. Żeby nie zakończyć smutno, piosenka lekko instruktażowa o przewadze całusów nad bezsensownym gadaniem. Don’t talk, just kiss!


sobota, 14 listopada 2009

Pod płaszczykiem



Jeśli pomimo całodziennego biegania po sklepach nie kupiliście wymarzonego płaszcza czy kurtki, jesteście wściekli, zdecydowani na przesiedzenie zimy w domu (wersja ekstremalna), niech radą znowu służy racjonalna Irena. Po przeanalizowaniu całego rozdziału książki ABC dobrego wychowania dotyczącego mody, dobierania kolorów i dodatków, inwestowania w tzw. „okrycia wierzchnie”, uznałam, że pomimo jej konserwatyzmu w tych sprawach, kilka uwag jest niezwykle cennych. To prawda, Irena nie miałaby wstępu do działu stylizacji „polskich pism luksusowych”, na sesjach zdjęciowych Vivy mogłaby ewentualnie robić mgłę za pomocą pary z czajnika, ale może to i lepiej. Dla Ireny.
Zakup odpowiedniego płaszcza, kurtki, palta jak wynika z lektury irenowych rad jest kluczowym momentem w kompletowaniu garderoby i budowaniu swojego stylu. „Okrycie wierzchnie” musi być dobrej jakości, musi łatwo komponować się z resztą posiadanych ubrań, nie może być zbyt ekstrawaganckie, nie może krępować ruchów, musi sprawdzać się w każdej sytuacji no i przede wszystkim musi się nam podobać.
Życzymy zakupu płaszcza doskonałego!

Kto musi liczyć się z pieniędzmi, niech nie kupuje rzucającej się w oczy, ekstrawaganckiej odzieży, lecz porządny, przynajmniej 8-10 lat modny płaszcz, który nada się na wszelkie okazje; suknię skromną, ale elegancką, w której po zmianie kołnierzyka, chusteczki, korali można się wszędzie pokazać: w pracy, na ulicy, u znajomych, w kawiarni.
Szczególnie uważać przy kupnie płaszcza i kostiumu. Tu lepiej wydać więcej, bo w tych rzeczach będziemy chodzić długo i muszą być przystosowane do wszelkich okoliczności. Nieraz mamy tylko jedno palto, dlatego powinno być uniwersalne. Uszyte np. z materiału w kratę może być bardzo piękne, ale noszone codziennie i na każdą okazję zaczyna wreszcie drażnić. Ludzie obdarzeni smakiem, wiedzą że elegancja polega na prostocie. ”Na tej sukni nic nie ma" - mówią przyjaciółki. "I dlatego jest taka wytworna" - odpowiadają ci którzy się na tym znają.
Lepiej mieć niewiele garderoby, ale naprawdę dobrej , niż pełne szafy, przed którymi stajemy w rozpaczy, załamując ręce, bo nie mamy się w co ubrać.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s. 86)

Na zdjęciu Kapitan Jack Harkness (John Barrowman) nieśmiertelny Agent Czasu z serialu Torchwood, w płaszczu, który nie krępuje ruchów, sprawdza się w każdej sytuacji, w każdej epoce.

piątek, 13 listopada 2009

Galerianki


Jutro sobota. Porzućmy więc na chwilę porządki i robienie przetworów. Może czas na nową, zimową garderobę? Buszując w centrach handlowych w stosach bawełnianych koszulek i akrylowych swetrów, warto pomyśleć czy nie lepsza będzie inwestycja w materiał droższy, ale trwalszy.

Sięgnijmy do niezawodnych rad Ireny:

Im mniej mamy rzeczy, tym staranniej musimy je dobierać a także baczniejszą uwagę zwracać na gatunek materiału; jeśli jest wysokiej jakości, wiedzmy, że będziemy go nosić bardzo długo, aż do znudzenia. Ale nie będzie się miął, wyciągał, wypychał. Jeżeli jest lichy- szybko zmieni się w "szmatę"; kto wie czy opłaci się wydatek na szycie. Powinniśmy więc szukać tkaniny niezbyt drogiej, ale ładnej i trwałej; przy tym w ostateczności korzystniej jest kupić jedną lepszą niż dużo gorszych. Nasze mamy mawiały "Nie stać nas na tandetę".

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s.83)

poniedziałek, 9 listopada 2009

Jak statki na niebie


Dostępność tanich linii lotniczych sprawiła, że w fotelu małego odrzutowca rozsiadamy się równie często (częściej nawet!) niż w fotelu poczciwego PKS-u. We wszystkich podniebnych wojażach niech towarzyszy nam Irena oraz – to już poniżej – papierowa torebka:

W samolocie, jak wszędzie, obowiązują pewne zasady dobrego wychowania.

A więc, gdy podjęliśmy decyzję lotu po raz pierwszy w życiu i nieco się boimy, usiłujmy przezwyciężyć mężnie lęk; uczuć radości czy zachwytu też nie objawiajmy zbyt gwałtownie i krzykliwie. Nawoływania w rodzaju: „Patrzcie, co za cudny widok!”, „Ojej, już lecimy!” nie są stosowne, a dla pozostałych pasażerów mogą być śmieszne, lepiej zatem powstrzymać się od nich.

Również nietaktem jest straszenie innych i opowiadanie o różnych okropnych wypadkach samolotowych, o jakich się słyszało.

(…)

Niektórzy (…) z trudnością znoszą przelot i nie mogą się obejść bez papierowych torebek. Korzystać z nich powinni spokojnie i dyskretnie. Torebkę zużytą oddaje się bez skrępowania stewardessie. Jest ona do tego przyzwyczajona, a najczęściej załatwienie tego w inny sposób, np. wyrzucenie przez okno, jest po prostu niemożliwe.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s. 161)

Dla wszystkich podniebnych podróżników klasyczna scena z filmu Czy leci z nami pilot? (1981):



sobota, 7 listopada 2009

Zazdrość, zielonooki potwór


Jesień. Zimno. Awaria elektrociepłowni w Łęgu. 150 tysięcy mieszkańców Krakowa nie ma ogrzewania. W takie wieczory budzą się upiory… Zazdrość o kominek, ciepłą wodę, buchający kaloryfer…
Irena zna to niedobre uczucie zazdrości (nie tylko o temperaturę w mieszkaniu).

O bezpodstawnej zazdrości nie będziemy mówić. Jak jednak postępuje kulturalny człowiek, gdy jego zazdrość jest uzasadniona? Przede wszystkim stara się opanować swoje uczucie. Czy szlochy, awantury przyniosły kiedykolwiek pozytywne rezultaty? Kto w takich warunkach nieustannie skarży się znajomym na swój los lub docinkami i aluzjami próbuje kompromitować swego partnera, jest nie tylko nietaktowny, ale i niemądry. Ośmiesza bowiem sam siebie i stawia w kłopotliwym położeniu tych, którzy muszą wysłuchiwać jego zwierzeń.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, Wiedza Powszechna, s. 106)

Niektórzy jednak nie potrafią się opanować…

piątek, 6 listopada 2009

Gość w dom



Kilka dni temu zamieściliśmy post o tym, jak sprytnie Irena z pomocą zduna pozbywa się przedłużających swój pobyt gości. Ktoś mógłby pomyśleć, że Irena to odludek stroniący od towarzystwa. Nic bardziej błędnego! Sztuce przyjmowania gości, przygotowywania potraw na przyjęcie, dekorowania stołu, podtrzymywania rozmowy poświęcona jest cała książka pt. Dookoła stołu. Są tam rozdziały dotyczące bezszmerowego jedzenia, wydłubywania cielęciny z zębów (ludzka rzecz!), tematów, które warto podejmować przy stole, tematów zakazanych a nawet zagadnieniu kto płaci za taksówkę powrotną i co zrobić gdy gość przeholuje z alkoholem. Na dobry początek rady ogólne:

Pani domu zmęczona, zziajana, czerwona jak piwonia od stania nad kuchnią, z rozwianym włosem i ledwie żywa – nie nadaje się do gości. W jej własnym interesie leży takie zaplanowanie uczty, by mogła wypoczęta świeża i pachnąca czystością a nie kuchennymi woniami zasiąść do stołu. A wstawać jak najrzadziej, dyskretnie i tylko w momentach koniecznych.

Powiedzmy jeszcze o tym, co jest najważniejsze w kontaktach z ludźmi, o czym nie wolno zapominać, gdy przyjmujemy gości. A więc serdeczność, życzliwość i szczerość. Owszem zdarza się, że jest bardzo ważne to co dajemy jeść, ale zawsze istotniejsza jest atmosfera, którą potrafimy stworzyć. Dać naszym gościom chwile radości, odpoczynku i zadowolenia. Poprowadzić ciekawą rozmowę, umieć każdego wysłuchać i poświęcić mu swój czas. Niech czuje, że w danej chwili jest dla nas najważniejszą osobą.

(Dookoła stołu, Warszawa 1981, Watra, s. 49, s.145)

Są goście tak mili, że za wszelką cenę chcemy ich zatrzymać. Garść mocnych argumentów znajdziemy w zawsze aktualnej piosence Baby, It’s Cold Outside zwłaszcza, że pogoda za oknem jest adekwatna do tej z piosenki.

czwartek, 5 listopada 2009

Sprzedawca nasz pan

Zastanawiający fragment, w którym Irena wykazuje więcej troski o sprzedawcę (musi zjeść, pracuje „bezinteresownie”), niż o klienta. Co więcej, troszczy się o przymierzane ubrania – pytanie do Czytelników bloga jest następujące: jak i czym możemy „zabrudzić” ubrania w przymierzalni…?

Nie wpadajmy po zakupy tuż przed zamknięciem sklepu lub gdy sprzedawcy chcą iść na obiad.

Jeśli nie zamierzasz niczego kupić, bo np. nie masz pieniędzy, lecz chcesz tylko przyjrzeć się interesującym Cię artykułom, nie udawaj klientki. Nie przymierzaj sukien, kapeluszy czy pantofli. Opuszczając sklep tłumaczysz się wprawdzie przed sprzedawczynią, że niestety żadna z przymierzonych rzeczy Ci nie odpowiada, ale takie wyjście z sytuacji wcale Cię nie ratuje.

Kobieta kulturalna ogląda w takim wypadku wystawy, może też zasięgnąć informacji u sprzedawczyni, nie zabiera jej jednak zbyt wiele czasu ani nie obarcza zbędną pracą. Bierze też pod uwagę fakt, że przymierzając rzeczy zawsze się je trochę mnie lub brudzi; robi to więc tylko wtedy, kiedy rzeczywiście pragnie coś nabyć.

Jeśli nic nie kupiłaś, bo nie znalazłaś tego, co potrzebujesz, nie krępuj się. Powiedz: „Bardzo przepraszam i serdecznie dziękuję”. Trzeba bowiem podziękować człowiekowi, który bezinteresownie poświęcił Ci swój czas. Nie nadużywaj jego uprzejmości. Inni także czekają na obsłużenie.

(ABC dobrego wychowania, Waraszwa 1969, Wiedza Powszechna, s. 168)

A tutaj klasyczna piosenka na temat targowania się na włoskim targu, „Bargaining” z musicalu Do I Hear a Waltz? Słowa: Stephen Sondheim, muzyka: Richard Rodgers.