piątek, 1 stycznia 2010

(Po)Rachunki


Noworoczny obiad, powitalna kawa, świąteczny drink… We wszystkich tych – jakże przyjemnych! – sytuacjach, jeden moment pozostaje niezręczny: nadejście rachunku! Irena radzi, jak (nie) dzielić końcowej kwoty i jak brać odpowiedzialność za samych siebie:

Kto płaci? Najlepiej każdy za siebie. Czasem ten, kto zaprosił resztę towarzystwa. Czy panie płacą za siebie? Tak. Bo niezależność jest jedną z najcenniejszych rzeczy w świecie. Czy pani może płacić za pana? Tak. Wprawdzie panowie tego raczej nie lubią, ale jeśli pani chce się zrewanżować i obstaje przy swoim uparcie, pan powinien jej ustąpić.

Naturalnie, na ogół nie warto robić w tych wypadkach wielkich ceregieli. Postawienie komuś małej kawy nie obciąży zbytnio nawet skromnego budżetu.

Gorzej, gdy rachunek jest słony lub gdy kawy, choćby małe, powtarzają się codziennie. Wtedy już przyzwoitość nakazuje nie obarczać tym wydatkiem jednej osoby, nawet najbardziej… zakochanej. Kobiety dzisiaj zarabiają tak samo, a nieraz więcej niż mężczyźni, więc naciąganie płci brzydkiej jest niekoleżeńskie; ponadto „trąci myszką” – staroświecczyzną.

Dla uniknięcia wszelkich nieporozumień powinniśmy sprawę postawić jasno przed wejściem do lokalu. Mówimy na przykład: „Pamiętajcie – każdy płaci za siebie”; lub: „Chętnie idę do kawiarni, lecz dzisiaj ja funduję”; „Tylko nie róbcie mi kłopotu, płacę za siebie”.

(…)

Jeśli kobieta pozwala, by płacił za nią obcy mężczyzna (np. tańczący z nią na dansingu), nie wystawia sobie dobrego świadectwa.

(ABC dobrego wychowania, Warszawa 1969, ss. 172-173)

Tutaj natomiast kilka trzeźwych rad z amerykańskiego podwórka:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz