
Dziś 73 lata kończy Warren Beatty, pamiętny fryzjer z wybitnego Szamponu (1975) Hala Ashby’ego. Z tej okazji ujawnijmy pasję, jaką Irena darzyła amerykańskie „szauery”:
Może właśnie dzięki temu, że mycie w szauerze nie jest kłopotliwe i nie naraża na szwank makijażu, ani fryzury, Amerykanie korzystają z niego po pracy, przed obiadem, a nieraz i 5 razy dziennie, szczególnie latem, gdy upały nieznośnie dają się we znaki.
Przyjęte jest, że nikt nie myje się po kawałku, ale wchodzi do kabiny i szybko korzysta z higienicznego, wygodnego, odświeżającego natrysku. Nie trzeba czekać, aż wanna się wypełni, a po kąpieli myć wanny. W szauerze nie ma ozdobnych baterii chromowanych, z wężem który trzeba trzymać i który zajmuje jedną rękę. Obie ręce są wolne, aby szczotką i mydłem wyszorować całe ciało. I myje się człowiek ciągle w czystej wodzie, a nie moczy się we własnym brudzie.
Jestem wielką zwolenniczką szauerów i w mojej wannie urządziłam coś podobnego do takiego natrysku.
(Dom bez tajemnic, Warszawa 1990, s. 168)
Tutaj natomiast jubilat, uprawiający jednocześnie miłość i rewolucję (jedyne możliwe połączenie tej pary!) w swoim filmie Czerwoni (1981). Nie mamy wątpliwości, że Beatty zaraz po obaleniu carskiego reżimu wskoczył pod odświeżający szauer!
Nie zgadzam się z Ireną, bo w szauerze już nie raz moj makijaż spłynął. Ale wolę "odświeżający natrysk niż moczenie się we własnym brudzie"...
OdpowiedzUsuńA tu ta sama scena z "Nagiej broni" (nawet soundtrack równie optymistyczny): http://www.youtube.com/watch?v=Zrhzt51UYZA
OdpowiedzUsuńTelewizja trzyma rękę na pulsie: "Czerwoni" (jakże smakowici) na Ale!Kinie, "Bugsy" na Kulturze, a "Szampon" sobie chyba z płyty odtworzę...
OdpowiedzUsuń